Zaczęło się tak jak przewidywałam- wypożyczalnia samochodów usiłowała zrobić numer życia wmawiając nam, że ubezpieczenie nie jest do niczego potrzebne. Jasne, w sumie na cholerę ubezpieczenie, w końcu tutaj na jezdni na 1 samochód , trzy tłoczą się koło siebie i trąbią w niebogłosy, żeby uważać. Po długiej i żmudnej dyskusji, podczas której pan z wypożyczalni najczęściej mówił- nie wiem, nie wiem, podjęliśmy decyzje o zmianie firmy. W końcu pieniędzy mamy jak lodu, możemy zapłacić więcej;-) Decyzja okazała się słuszna, jeździmy wypasionym peugeot 206. Całe dwa lata a sprzęgło zajeżdżone jak stary TIR- realia bliskiego wchodu. W ogóle jak chodzi o samochody, to egzemplarze są nie do podrobienia. Pamiętacie reklamę, jak młody Arab wyklepuje sobie nowego, nomen omen, peugeota? Tak tutaj wyglądają niektóre fury. Ja nie jestem zachwycona, bo jeżdżącego złomu nie lubię, no chyba, że ma wartość zabytkową, ale Fuja jest zachwycony. Zatrzymuje się przed każdą BMW e30 i zachwyca. O gustach się nie dyskutuje.
Generalnie po wyjeździe z Bejrutu zaczęło się rozbić ciekawiej. Fanką Bejrutu nie zostanę. To miasto to architektoniczny koszmar, ale może jeszcze kiedyś będzie OK. Po raz pierwszy dzisiaj, nasze trio z Bellville wykąpało się w morzu. Było super, zejście trochę kamienne i obślizgłe od wodorostów, ale co morze to morze. Po krótkim plażowaniu ruszyliśmy w dalszą drogę do Byblos, starożytnego miasta gdzie Fenicjanie, Krzyżowcy i Bóg jeszcze wie kto skierował swoje obute w zbroje nożyska. Fajne, fajne, klimat dość ciekawy, port ładny i właśnie w porcie koleżeństwo Fujstwo zjedli swój pokarm o którym się nie mogą nagadać czyli HUMUS . Piszę z dużych liter, bo to ważny element naszej wycieczki. Ja tego nie tykam, ale oni zajadają się tym ile wlezie. Ja rozpoczęłam przygodę z owocami morza- to też taka mała tradycja kultywowana niemal w każde wakacje;-) W temacie kulinarnym pozostając- almaza tutejsze piwo także przypadło nam do gustu. Nie mamy problemu z wyborem- to jedyne libańskie piwo, więc wspieramy lokalny browar(regularnie).
Nocleg jest tematem kontrowersyjnym, bo o ile widok jest piękny- nadmorski klif, z którego roztacza się przecudny widok na zatokę, skałki itd., o tyle warunki lokalowe pozostawiają wiele do życzenia. Tzn. ja mieszkam w bungalowie w którym pomieszkują także karaluchy. Co dziwne oni mieszkają w bungalowie obok i u nich nic, albo jeszcze nie wypełzło…. Ale! Żeby nie było, że marudzę, na kempingu mieszkają również koty i to znacznie poprawia mi nastrój- jest jak w domu;-)
Jutro plaża dla surferów i Tripoli.
Sumska