jeszcze tylko jeden dzień w pracy, 3 noce w świeżej pościeli, pożegnalny grill, pożegnalna wódka z Hansonami i Bartem, podróż z Fujim i z Karką do Warszawy a potem przez miesiąc zostaniemy względnie sami na końcu świata... podliczyliśmy koszty i wszystko wyszło nas wstępnie po około 4klocki na głowę (najwięcej bilety i wizy). Mamy nadzieję, że przynajmniej tam będzie tanio i sobie to odbijemy...
Szczepienia zakończone powodzeniem. Pani w szpitalu musiała odebrać nas jako totalnych laików ("chyba mi nie do końca wierzycie w istnienie tej malarii"), ale mi nie uśmiecha się brać leków, które wśród potencjalnych skutków ubocznych mają wymioty, biegunki, odbarwienia zębów, interakcje ze słońcem, swędzenie odbytu (!) i zapalenie nabłonka narządów płciowych. Ja osobiście z dwojga złego zamiast powyższych wolę samą malarię:)
To chyba pierwsza podróż w moim życiu, do której jestem megaprzygotowany- zaszczepiony, oprzewodnikowany, olatarkowany, uscyzorykowiony a rzeczy od kilku dni leżą gotowe do spakowania i jakoś tak dziwnie się z tym czuję. Zwykle była bieganina, stres, szukanie paszportów a teraz lista bezwzględnej Kocicy:) Nie ma to tamto!
Tym sposobem mamy pierwszy wpis:)
Głowa