Wyladowalismy w kijowie z szerokim usmiechem na buzi, widzac sliczna panorame kijowa i nieuregulowana rzeke. Lotnisko w Kijowie wyglada i funkcjonuje jak lotnisko z czasow PRL, wszedzie chaos i totalny burdel i caly czas jakas kontrola, ktorej wynik zapisuja w zeszycie w kratke. Spodobalo nam sie to no bo zawsze to jakas odmiana.
Mielismy tylko 2 godziny na przesiadke wiec szybko udalismy sie do okienka transferu gdzie zabrano nam bilety na 30 minut i kazali nie martwic sie o bagaze. Biletow nie oddawali i nie udzielali zadnych informacji. Zaczelismy zartowac, ze lot zostal odwolany i zwiedzimy sobie Kijow i po chiwli okazalo sie, ze wykrakalismy :) bo o naszym locie do bangkoku nikt nic nie wiedzial! Po godzinie czekania powiedziano nam, ze bedziemy musieli tu spedzic dwa dni, co nam sie nie usmiechalo (nawet nie w centrum a obok lotniska). Po wielu pytaniach i nagabywaniu kobiety, ktora zajmowala sie na lotnisku wszytskim (od odpraw, przez informacje po zalatwianie lotow zastepczych. W koncu udalo nam sie dostac bilet do Bagkoku, ale przez Pekin, lot mial byc juz za godzine wiec zalatwainie formalnosci i nadawanie bagazy odbylo sie na pelnym biegu. W samolocie okazalo sie, ze siedzimy 30 rzedow od siebie a ja (kot) mam miejsce pomiedzy dwoma pachnacymi potem chinczykami i perspektywa 9 godzin lotu pomiedzy nimi wcale mi sie nie podobala. Na szczescie Glowa wkrecil jednemy ze ma bilet z 2 klasy i ten mlody chinczyk ochoczo sie z nim zamienil miejscami. Po 9 godzinach lotu z brzydkimi ukrainskim stewardesami i jedzeniu na kazdy posilek bulek dolecielismy do Pekinu gdzie nas totalnie zatkalo...
Kot