Zdecydowalismy sie na wycieczke do zatoki HaLong (w skrocie duzo skal w wystajacych z wody, zwiazanych z tutejsza legenda wedlug ktorej sprawca obecnego krajobrazu jest smoczy ogon:). Po 10 minutach nasz autobus zatrzymal sie i uslyszelismy "only you go out and wait 10 minutes for another bus". Zdezorientowani wysiedlismy, bo co jesli chca nas naciagnac na jakis tutejszy chuyt marketingowy? Ale po chwili przyjechal kolejny bus z inna wycieczka. Zabralismy sie, ale po chwili znow uslyszelismy "you two, change bus":) Szczescliwie dojechalismy na miejsce, gdzie znow slyszelismy "wait for another guide" i tak 5 razy zmienialismy przewodnika. Po godzinie w koncu ktos dolaczyl nas do grupy i udalo nam sie wejsc na lodke. Szybklo okazalo sie, ze warto bylo sie pomeczyc, bo trafilismy na doborowe towarzystwo. Nie bylo ani rodzin z dziecmi, ani Niemcow:) Byli za to Angole, Irlandczycy, Francuzi i Dunczycy, z ktorych wiekszosc wziela sobie czas wolny od codziennosci, spotkali sie przypadkiem i zdecydowali na wspolne podrozowanie. Na lodce przywitano nas obiadkiem z owocow morza, z reszte wszystkie pozniejsze posilki tak wygladaly.
Po paru godzinach plywania wsrod skal i zwiedzania jaskin robi sie troszke nudno, ale kapitan zrobil nam niespodzianke i zakotwiczyl gdzies w pieknej zatoczce a na dodatek rzucil "you can jump now". A bylo z czego skakac, bo lodka miala dwa pietra:) Niewiadomo skad znalazla sie tam mloda kobieta w wioslowej lodce, ktora na swoim pokladzie miala praktycznie caly bazarek. Po dlugim targowaniu zaopatrzyla nas w whiskey i wodke a dzieki wodoodpornej wietnamskiej walucie,zakupy mozna bylo robic prosto z wody.
Tego dnia dowiedzielismy sie jak latwo trafic tu do baru dla tranzwestotow i ze opium nie powinno smakowac jak lukrecja:) (mamo nie palilam opium- Kot:)
Po goracej nocy tuz obok glosnego i smierdzacego silnika (gdyby nie to, nie mielibysmy pradu czytaj wiatrakow) przewieziono nas do wioski rybackiej a nastepnie wrzucono na czas wolny do kajakow. Od kiedy zobaczylismy w sieciach jakie okazy plywaja w tutejszych wodach, wszyscy stracili ochote na jakakolwiek kapiel, ale w kajakach oplynelismy okolice, lacznie z eksplorowaniem malych wodnych jaskin:)
relacja zdjeciowa w najblizszym czasie
ps. jestesmy juz na poludniu wietnamu ale relacja blogowa jest wpisywana z opoznieniem z uwagi na brak dostepu do neta przez dlugi czas. W nastepnych odcinkach beda juz mega zdjecia z zakazanego miasta i z odjechanych plaz...