Po kolejnej calonocnej podrozy dojechalismy do Nha Trang i nie chcac tracic czasu wykupilismy boat trip po okolicznych wyspach (5 dolarow) Wedlug przewodnika obsluga wycieczki nie powie nam zbyt wiele o tutejszych wyspach, ale zapewnia nam przednia zabawe. Zobaczymy.
Wialo nuda... dopoki nie weszlismy na dach statku gdzie jak sie okazalo zaloga statku zrobila sobie impreze piwno krabowa. Szybko zostalismy poczestowani tym i tym i zaczela sie zabawa.
Po pewnym czasie na podloge zaczely pojawiac sie miseczki z pysznym morskim jedzonkiem. Do obiadu przbylo tez sporych piwke, ktorymi czestowala nas caly czas zaloga mowiac przy tym "no beer no fun" ( ciekawostka: po wietnamsku wznoszac toast mowi sie jooool) Jedzenie nie podeszlo zbytnio Dunczykom, ktorzy zostali prz bananach, my za to delektowalismy sie do ostatniej krewetki. :)
Po obiedzie zaczelo sie wietnamskie karaoke a w polaczeniu ze skakaniem do wody rozkrecil sie fajny dancing :) trzeba przyznac, ze bawilismy sie swietnie przy takich hitach jak "hotel california" czy "eternal flame".
Kiedy wydawalo nam sie, ze impreza zmierza ku koncowi zobaczylismy wylatujace za burte kola ratunkowe iuslyszelismy krzyk "fun hour". Na najwiekszym z kol usadowil sie majtek ze skrzynka wina i ananasem. Kazdy podplywajacy (obowiazkowo w kole lub kamizelce) dostawal szklanke wina z ananaskiem a Glowa kiedy powiedzial, ze jest z Polski dostal cala butelke z komentarzem majtka " no dalej co to dla Ciebie, ty nie wypijesz" :)
Po fun hour zostalismy odstawieni na czas wolny na malutka wysepke gdzie zostalismy od razu przygarnieci przez wietnamska rodzine, ktora co chwile podsuwala nam jakies smakolyki, czy to grilowana osmiornice czy to owoce i piwko. Wycieczka jak najbardziej udana choc strasznie intensywna alkoholowo. Kot wymiekla juz na lodce ( bylam spiaca!) a gdy dotarlismy do hotelu ok 18 zapadlismy w letarg. Byl to zdecydowanie dowartosciowujacy dzien dla Kocura, najpierw wpadla w okojednookiemu bandycie, pozniej dorwal ja ojciec rodzinki z wyspy i klepiac ja po brzuchu karmil ja owocami :)
Miasteczko zwiedzilismy dopiero nastepnego dnia jezdzac motorkiem. Zobaczylismy pozostalosci po czamach, Pagode z 14 metrowym bialym budda, oceanarium i duzo plaz z klimatycznymi knajpkami. Spokojne miasto bez naciagaczy, ktore warto zobaczyc.