Po wizycie w Hanoi mielismy lekkie obawy co zastaniemy w Sajgonie, ale milo sie rozczarowalismy. Hanoi o godzinie 22 bylo calkowicie wyludnione, tu zycie tetni nawet w nocy. Na ok 11 mln mieszkancow przypada okolo 5 milionow skuterow, ktore ciagle sa w ruchu. Byle przejscie przez ulice to nie lada wyczyn. Postanawiamy zrezygnowac ze skuterowych wspomagaczy i chodzic tu tylko na piechote a ze miasto jest olbrzymie, dzis przekonamy sie jacy z nas podroznicy.
Kazdy, kto przyjedzie do Wietnamu, od razu zwroci uwage na nietypowa zabudowe wywodzaca sie z czasow, kiedy podatek placilo sie od szerokosci fasady od strony ulicy glownej. Bardzo czeste sa tu dlugie domy szerokosci moze 3 czy 4 metrow a wysokie na 6 pieter(lozko malzenskie musi byc na 2 pietrach:). My szukalismy hotelu zaraz po przyjezdzie, o 7 rano i jedyne co nam wpadlo to wlasnie 6 pietro (nie trzeba chyba wspominac, ze bez windy i z ciasniutka klatka schodowa), co sprawia, ze przed wyjsciem 3 razy zastanawiamy sie, czy wzielismy ze soba wszystko. Miasto ladniutkie. Oprocz sklepikow i warsztatow wyrosly banki, hotele, drogie centra handlowe z markowymi ciuchami i restauracje z kuchniami swiata. Taka oaza europejskosci jesli kogos przytloczy na chwilke klimat wietnamu.
W Sajgonie zwiedzilismy muzeum pozostalosci wojennych, gdzie stoja amerykanskie czolgi i smaoloty, jest pelno zdjec z wojny i zdjec ludzi okaleczonych przez bron chemiczna. Sa nawet zmutowane dzieci w formalinie. Muzeum nie robi przygnebiajacego wrazenia (przynajmniej po tym jak bylo sie w Oswieciumiu) i warto je zobaczyc, szczegolnie jesli wychowalo sie na amerykanskich filmach o wojnie w wietnamie.
Potem zobaczylismy jeszcze Palac Zjednoczenia, Nefrytowa Pagode i cala I dzielnice czyli Sajgon.
Oprocz zabytkow mielismy tez czas na chodzenie po sklepach i znalezlismy pare fajnych sklepikow gdzie dla grzecznych kupilismy souveniry :)
Qu Chi
Nastepnego dnia pojechalismy zobaczyc tunele Qu Chi, w ktorych w szczytowych momentach wojny mieszkalo 15000 zolnierzy Vietcongu. Trafil nam sie przewodnik straszej daty, ktorego konikiem byla oczywiscie wojna i ktory w rejonie Qu Chi troche przesiedzial wiec buzia mu sie nie zamykala przez cala droge z sajgonu do Qu Chi a jego angielski byl specyficzny :)
Tunele mialy 200 km dlugosci w tym rejonie, my przeszlismy "tylko" 90 metrow. Ledow sie w tunelach miescilismy (jedna angielka utknela i przewodnik ja wyciogal :)) i wyszlismy cali spoceni i brudni z gliny. Kot zrobila sobie pamiatkowe zdjecia jak wyskakuje z tunelu a Glowa wystrzelal magazynek AK-47, potem zjedlismy pozywny posilek z Tapioki i wrocilismy do Sajgonu.