Granice z Kambodza postanawiamy pokonac lodzia, przez delte Mekongu. Wiaze sie to z wykupieniem wycieczki, kimonkiem w przygranicznym miasteczku i ponowna, kilkugodzinna przeprawa lodzia. Moze ju jestesmy troszke znudzeni pewnymi rzeczami a moze to ta monotonna podroz, ale caly wyjazd pamietamy przez pryzmat duzej ilosci zoltawej wody, ciasnej lodki i kiepskiego zarcia.
W programi wycieczki wizyta w wiosce rybackiej (jak sie uda to wrzucimy filmik z karmienia 100 tysiecznej hordy rybonow:) i wioskach specjalizujacych sie w produkcji tutejszych slodyczy i dmuchanego ryzu (tez mamy filmik jakby ktos byl zainteresowany). Docieramy tez do plywajacego rynku, na ktory splywaja mieszkancy calej delty mekongu i ostaja tak dlugo, az opchna wszystko co udalo im sie wyhodowac. Szkoda, ze docieramy tam dosc pozno(ok 11), bo targ dziala od 5 i udaje nam sie zobaczyc tylko niektore z przybylych lodek. Widok i tak niezly, bo lodzie zaladowane sa tak, ze woda prawie wlewa sie burtami a na pokladzie ananaski, banany, kokosy, arbuzy itp...
Tak jak pierwszy dzien jeszcze jakos zlecial dzieki zatrzymywaniu sie w cociekawszych miejscach, tak drugi dzien to juz 8 godzin nudy na rozgrzanej lajbie. Krotkie wyjscie na brzeg, zeby spotkac sie z celnikiem i lecimy dalej. Cale szczescie, ze ekipa znow dopisuje a z czescia z nich zobaczymy sie jeszcze w Phnom Penh.Tyle, ze zeby tam dojechac bedziemy musieli sie jeszcze wcisnac w 15 osob na poltorej godziny do busa w ktorym jest 10 miejsc:)
moze na zdjeciach wyjdzie to ciekawiej niz w powyzszej opowiesci:)